Te przyjechały z nami z Barcelony, podróż zniosły lepiej ode mnie ;)
Było ich za mało, żeby je zjeść solo.. trzeba było wymieszać z jakimś zapychaczem. A jaki zapychacz lepszy od makaronu?
7 - 8 karczochów
400 g makaronu - u nas spaghetti
3 nieduże ząbki czosnku
pół suszonej papryczki peperoncino (niekoniecznie)
pół kiliszka białego wina
1,5 cytryny (tylko połówka pójdzie do makaronu)
sól
pieprz
2 -3 łyżki oliwy
niecała chochla wrzątku
pół pęczka natki
świeżo starty parmezan
Karczochy obrać, wrzucić do wody z cytryną (1 cała porządnie wyciśnięta wystarczy)
tu można zerknąć jak się do tego zabrać:
http://www.cucinainsimpatia.net/viewtopic.php?f=13&t=11549
Karczochy pokroić w paseczki.
Czosnek obrać i pokroić .. jakkolwiek :)
Oliwę rozgrzać, wrzucić czosnek, wkruszyć papryczkę.
Czosnek wyjąć. Można wyrzucić, ale ja wolałam zachować i dodać w późniejszym etapie gotowania.
Wrzucić karczochy, podsmażyć 5 minut.
Zmniejszyć nieco gaz, wlać wino, wrzącą wodę i dusić około 15 minut.
Doprawić porządnie do smaku solą, pieprzem i cytryną.
W tzw międzyczasie gotować makaron.
Posiekać natkę
Makaron wrzucić na patelnię z karczochami, wymieszać.
Posypać natką
Podawać z parmezanem
Marghe, a kiedy byłaś? :D Zaraz się okaże, że na Rambli, albo w innym miejscu się mijałyśmy. :D
OdpowiedzUsuńMój mąż szmalcownik kiełbasę i serrano przemycał. :D Ja bym w sumie chyba wolała karczochy, ale nie wpadłam na ten pomysł. :)
Pozdrowienia. :)
od poniedziałku do soboty :)
OdpowiedzUsuńserrano dobra rzecz, ale idzie kupić w PL
ja miałam ochotę na niby węgorzyki i całą świńską nogę ;)
BARDZO dziękuję za link! Wstyd się przyznać, ale ja jeszcze nie jadłam karczochów bo zupełnie nie wiem jak się za nie zabrać :)
OdpowiedzUsuńMarghe, mówisz o tych maleńkich węgorzykach? :) Ja oglądałam je na targu i nie porwały mnie za serce. :D Za to do upadłego zajadałam się pozostałymi owocami morza. Ośmiorniczki pokochałam na amen.
OdpowiedzUsuńJednak się minęłyśmy. My w poniedziałek wróciliśmy do domu. Siedem dni byliśmy w B. i właściwie jeszcze mi mało. :D
Polko, to moje pierwsze próby :)
OdpowiedzUsuńJeść jadłam wielokrotnie ale sama nie przyrządzałam, bo podobnie jak Ty, nie wiedziałam ja się z nimi obchodzić.
Małgosiu, to chyba nie są prawdziwe węgorzyki. Ino jakieś podrabiane, ale dobre :)
Zerknij na FB, wrzuciłam zdjęcia z tapas z tymiż rybkami
o te mi chodzi
OdpowiedzUsuńhttp://www.facebook.com/photo.php?fbid=347750558625916&set=a.114362711964703.15848.100001729246029&type=3&theater
zgadzam się, ze w RP cena na karczochy jest zaporowa. A szkoda, bo potem leżą, leżą i leżą, aż w końcu zrobią się stare.
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy Tapenda
Marghe, o matko... to białe to to na zdjęciu - to są te niby-węgorzyki? :) W życiu bym nie zgadła. :D
OdpowiedzUsuńWiesz, a ja mówiłam o prawdziwych rybkach. Czytałam bodaj w przewodniku, że takie maleńkie (naprawdę maleńkie) węgorzyki wrzucane są do frytury i smażone w całości. Ponoć przysmak. Mnie wystarczyło, że zobaczyłam je przed smażeniem i już miałam dość. :D
Małgoś, takie maleństwa panierowane w mące i smażone też jedliśmy. Są pyszne . Nie dam jednak głowy, że były to węgorze.. niestety język hiszpański nie jest moją mocną stroną.
UsuńMoże później wrzucę kilka zdjęć z hiszpańskich knajpek.