środa, 24 lutego 2010
Pływający bazar pod Bangkokiem
Atrakcja stricte turystyczna. A jako, że jesteśmy turystami to się samo przez się rozumiało, że tam zajrzymy :)
Z czystej ciekawości.
Nie żałuję. Choć dzikie tłumy takich samych jak my turystów mogą być męczące, choć pamiątki jakie można tam kupić są dostępne w całej Tajlandii, choć lawirowanie niedużymi łódkami (często prowadzonymi przez kobiety) może skutkować nabiciem sobie guza inną lódką tudzież lekkim zaczadzeniem oparami paliwa ;-) to było warto.
Poza tym można popróbować wielu lokalnych specjałów – owoców, warzyw, przekąsek wszelakich, dań mięsnych, rybnych, zup i deserów.
My się skusiliśmy na owoce i lody.
Za mangostanami będę tęsknić. Są przepyszne. Kwaśno słodkie, orzeźwiające. Idealne na upał.
Ponoć to królowe tajskich owoców, królem jest durian. Też go próbowaliśmy, mąż okazał się uczulony :), ja przełknęłam bez odrazy i bez zachwytu. Nie poczułam żadnego odrażającego zapachu ani smaku. Ale może to dlatego, że jeszcze nie sezon na duriany... może w sezonie są bardziej.. aromatyczne ;-)
OD lewej pysznią się: rambutany, mangostany i longany. Z tylu bodajże papaja, ale glowy nie dam
różane jablka - soczyste, chrupiące o smaku .. hmm jablka z gruszką polanych syropem różanym :)
roslinkę do pokoju też można nabyć drogą kupna :)
i last but not least lody kokosowe z i w młodym kokosie posypane orzeszkami ziemnymi. Poezja.
Zastanawiałam się czy przypadkiem nam nie zaszkodzą. Przypadkiem nie zaszkodziły :)
poniedziałek, 22 lutego 2010
Tajlandia od kuchni :)
Jako, że pisać nie potrafię będę się posiłkować zdjęciami.
Mieliśmy dość mrozów zatem na ferie zawędrowaliśmy do Tajlandii.
Trochę zwiedzania, trochę byczenia się na plażach, duuuużo jedzenia czyli jak to u nas zazwyczaj bywa :D
Gdyby nie upał to byśmy – jak Tajowie – ciągle coś jedli.
A tak .. to – też jak Tajowie – ciągle myśleliśmy o jedzeniu :D.
A jest o czym myśleć.
Zresztą sami zerknijcie.
Przyznaję bez bicia, że nie jedliśmy potraw serwowanych na ulicach. Jednak nie jestem aż tak odważna.. miałam pewne opory co do mięsa i ryb leżących w upale bez lodu. Aczkolwiek zapachy były kuszące..
to czerwone to też ryby, suszone jak pozostale
suszone mątwy, kalamarnice i inne żyjątka morskie
suszone krewetki - jedna z niewielu rzeczy, do której się nie mogę przekonać
owoce, owoce.. na przykład dragon fruit - to ten różowy
czwartek, 18 lutego 2010
Subskrybuj:
Posty (Atom)